sobota, 17 sierpnia 2013

One Republic - Counting Stars




Cześć!
Po tygodniu siedzenia na wsi z jednej strony prawie oszalałam - głównie przez moje trzy siostry, z drugiej to niezły odpoczynek od komputera i internetu. I o ile pierwsze trzy dni nie wiedziałam, co ze sobą zrobić i chciałam posprawdzać masę rzeczy w necie, tak potem nawet ani jedna myśl w stylu "gdzie jest mój komputerek?" nie pojawiła się w mojej głowie. I to chyba dobrze. Odpoczynek od internetu raz na jakiś czas się przyda.
K.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Dobczyce cz. 2

Cześć!
Dzisiejszy post, to ciąg dalszy relacji z mojej wycieczki do Dobczyc, a konkretniej, to dzisiejszy post poświęcę skansenowi, który znajduje się tuż obok zamku. Jest to Skansen Budownictwa Ludowego z okolic Dobczyc i Myślenic. Obecnie w jego skład wchodzą: spichlerz zbożowy z 1863 r., karczma " Na Zbóju" z 1830 r., piętrowy kurnik z 1890 r., Dom Kultu Pochówkowego, dwie wozownie.  Skansen jest bardzo mały, aczkolwiek w jego budynkach mieści się wiele rzeczy z wyżej wymienionego terenu. Mnie chyba najbardziej do gustu przypadł Dom Kultu Pochówkowego.











Sypialnia mieszczanina z 1834 r.






Muszę przyznać, że wybierając się tam, nie sądziłam, że będzie tam tak tłoczno. Nie mogłam zbyt wiele czasu poświęcić na dokładne oglądanie wszystkiego. Przedszkolaki potrafią być irytujące w takich miejscach. Wszędzie ich było pełno. Ale to co najważniejsze zobaczyłam.
Natomiast co do samych Dobczyc... To nie różni się niczym od większości takich miasteczek. Jedna główna ulica, przy której jest mały ryneczek, kościół, urząd miasta, lekarz i masa sklepów. Jadąc tam dotarły do mnie wcześniej plotki, że maja tam naprawdę dobre lody i rzeczywiście tak jest. :)

Pozdrawiam
K.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Jessie J - Wild ft. Big Sean, Dizzee Rascal


Lubię jej piosenki. Mi przynajmniej dobrze się ich słucha. No i na tle tego, co leci w niektórych stacjach radiowych, wyróżnia się swoją twórczością.
A co do Jessie, muszę przyznać, że jak na osobę, której długość włosów wynosi parę milimetrów, wygląda rewelacyjnie. :D

K.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Dzień Dobry TV

Cześć!



Dzień Dobry TV to książka Diany Pererfreund, która ostatnio wpadła mi w ręce. I o ile ostatnio narzekałam na swój ostatni zakup - Jillian Westfield wyszła za mąż, tak tutaj nie narzekam. Historia bardzo lekka i przyjemna. Sądząc po okładce, została zekranizowana. Ale ja twierdzę, że jeśli ktoś bierze się za ekranizację książki, to z reguły to spie****. Więc skupmy się na lekturze.
Becky Fuller to główna bohaterka książki. Pracuje w telewizji, a konkretnie przy programie śniadaniowym. Traci pracę i musi uporać się ze znalezieniem nowej, a gdy już to nastąpi, napotyka kolejne problemy, a przede wszystkim musi podnieść słupki oglądalności. Ma szalone i niecodzienne pomysły. A to w jak desperacji sposób próbuje ratować program, mnie nieco zadziwia. Ale w tym wszystkim nie jest egoistką. Oczywiście jest też romans, bo co to teraz za książka bez romansu. Odrobina miłości musi teraz znaleźć się wszędzie.
Przeczytałam ją bardzo szybko, a jak już zaczęłam, nie mogłam się oderwać i doczytałam do końca. Muszę przyznać, że w paru momentach myślałam, że już wiem co się stanie, a tu jednak byłam zaskakiwana zwrotem akcji. Co jest dużym plusem, bo jeśli jestem, w stanie przewidzieć wszystko, to co to za frajda dla czytelnika. Żadna. Miło spędziłam czas, czytając tą książkę. Taka na rozluźnienie. Choć i tak mam lekki niedosyt, bo nie wiem jak potoczył się ten romans, który dział się w tle. Nie lubię takich niedopowiedzeń. Okej, wtedy czytelnik sam może puścić wodze fantazji i sobie wyobrazić ciąg dalszy, ale to jednak takie urwanie wątku i nie dokończenie go. To jedno bym poprawiła. Ale tak to lektura w porządku. Bez zastrzeżeń.

Jednak u mnie na tapecie od paru tygodni cały czas jest jeszcze Mo Yan i Obfite piersi, pełne biodra. Jakoś ciężko przebrnąć mi przez tę księgę, jest gruba, ale też trochę ciężka do czytania. Przynajmniej takie mam odczucia, a dodatkowo autor nie podejmuje łatwego tematu. Mam nadzieję, że w końcu to skończę, bo historia, mimo wszystko jest ciekawa.

Pozdrawiam
K. ;)

sobota, 3 sierpnia 2013

Justin Timberlake - Take back the night




Taniec, muzyka i śpiew, czyli cały Justin Timberlake i wszystko to, co w nim najlepsze. 
I tak oto 50 post na blogu właśnie został opublikowany.
Pozdrawiam
K. ;)

środa, 31 lipca 2013

Dobczyce cz. 1.

Cześć!
Z serii cudze chwalicie, swego nie znacie, postanowiłam wybrać się do Dobczyc, a właściwie zmusiłam pozostałą część rodzinki do tego, by wybrali się ze mną. Dobczyce leżą ok. 30 km. od Krakowa. Prawa miejskie zostały nadane Dobczycom na początku XIV w., więc historia tego miasta jest dosyć długa. Ale ja wybrałam się nie ze względu na długą historię, tylko na widoki. W Dobczycach znajduje się Jezioro Dobczyckie, a właściwie sztuczny zbiornik retencyjny na Rabie. To również stąd jest pobierana woda pitna dla mieszkańców Krakowa. 





Niestety nie można wejść na zaporę i zobaczyć jak to tam w środku wygląda, ale widok na jezioro rekompensuje wszystko. Z zaporą się nie udało, ale w Dobczycach jest zamek, sięgający swą historia średniowiecza, a w jego murach przebywało wiele osobistości od króla Władysława Jagiełły, po Jana Długosza i wielu innych. W XVI w. był przebudowywany, natomiast w 1960 r. rozpoczęły się prace wykopaliskowe w tym rejonie. 
Zamek nie jest duży, a zwiedzającym jest udostępnionych raptem parę pomieszczeń. Natomiast wystawa obejmuje rozmaite rzeczy. Od wystawy zdjęć z Chorwacji, poprzez skamieniałości, po historię Żydów mieszkających na tym terenie podczas II wojny światowej. Widoki z zamku są piękne - dolina Raby, jak i całe jezioro zapierają dech w piersiach i  to raptem 30 km. od Krakowa. 























Wycieczkę zaliczam do udanych, choć to jeszcze nie koniec relacji. W następnym poście, zamieszczę zdjęcia ze skansenu, który znajduje się tuż obok zamku. 
Na dzisiaj tyle.
Pozdrawiam 
K. ;)

poniedziałek, 22 lipca 2013

RoyalBaby

Po całym dzisiejszym medialnym szumie w związku z porodem 
Księżna Kate urodziła!
Małego Następcę Tronu witamy na świecie!!! ;)


Mi chyba w ciągu całego dnia zapadł najbardziej poniższy obrazek, który został gdzieś zamieszczony w oczekiwaniu na informację, czy to już, czy nie już ;p


niedziela, 21 lipca 2013

21/07/2013


Patrząc na to zdjęcie, to jedyne co przychodzi mi na myśl, to Folwark Zwierzęcy. Koty przejęły panowanie. Aż wierzyć mi się nie chce, że są dzikie, ale jak widać, cenią sobie wygodę. 

czwartek, 18 lipca 2013

Wakacyjny Kraków

Trwają wakacje i wszyscy o tym doskonale wiemy. Ja zostałam na ten czas w Krakowie i... no właśnie. Pozostałam w swoim rodzinnym mieście, tyle że wychodząc na miasto, a konkretnie w okolice Rynku Głównego , to czuje się w nim nieco obco. W tłumie ludzi jaki tam zazwyczaj panuje, znalezienie spacerującego Polaka, to jak szukanie igły w stogu siana. Wszędzie turyści z różnych zakątków europy i świata. a usłyszenie języka polskiego na płycie Rynku, to rzadkość. Stolicę małopolski opanowali turyści do tego stopnia, że panie w dorożkach i panowie w melexach proponują mi przejażdżkę po centrum Krakowa. Cóż, widocznie w oczach innych wyglądam na turystkę.
Ale w tym wakacyjnym Krakowie poza turystami jest coś jeszcze. Jakiś czas temu z koleżankami usiadłyśmy w jednym z kawiarnianych ogródków i pomimo, że wieczór był piękny, to był to błąd. Nie byłam w stanie usłyszeć tego co do mnie mówiono. Artyści uliczni opanowali ścisłe centrum miasta. Stoją na każdym rogu, a czasem nie dzieli ich nawet pięć metrów. I o ile mim żadnych dźwięków nie wydaje, tak gitary, skrzypce, cymbałki, flety. czy głośna muzyka puszczana przez tańczące grupy, powoduje niesamowity hałas. Nie mam nic przeciwko ulicznej sztuce, bo chwilami może być bardzo piękna, ale powinno być to dobrze zorganizowane i odpowiednio rozplanowane, by przechodzień mógł usłyszeć jedną konkretną melodię, a nie pięć różnych na raz, bo wtedy traci to swój efekt i absolutnie nie ma sensu. Poza tym, chyba każdy artysta chce przeciągnąć swoja uwagę. A jeśli jest ich strasznie duża ilość na małej powierzchni, to jest to raczej niemożliwe.
Może i odrobinę przesadzam, a do tego, że Kraków jest opanowany przez turystów już przywykłam. Lecz jako rodowita krakowianka po prostu czuję się dziwnie, gdy wychodząc na spacer, czuję się obco we własnym mieście.



Śmierć - cóż, już jej nie zobaczymy. Ja w konflikcie Śmierć - Kościół Mariacki nie widzę żadnych problemów, ale niektórzy jednak je widzą.

niedziela, 7 lipca 2013

07/07/2013

Cześć!
Pierwszy tydzień lipca za nami. Pod względem sportowym był emocjonujący. Choć nie jestem fanką tenisa, śledziłam osiągnięcia Jerzego Janowicza i to, co pisały o nim gazety. Biorąc pod uwagę to,  że jeszcze rok temu Polak, który sportem się nie interesuje, a w szczególności tenisem, nie miał zielonego pojęcia kim jest ten 203 centymetrowy człowiek z rakietą, tak w ciągu ostatniego tygodnia z pewnością wiedziało o nim większość społeczeństwa. Doszedł aż do półfinału Wimbledonu. I choć nie udało mu się dotrzeć dalej, ja ja jestem dumna i bardzo mu gratuluje, bo pokazał, że potrafi walczyć. Oby następnym razem równie daleko zaszedł, a może dzięki temu tenis stanie się bardziej popularny i Polacy wpadną w Jerzykomanię, tak jak kiedyś Polskę ogarnęła Małyszomania.
Pozdrawiam.
K ;)



Niegowić.




Pierwotnie był tam kot, ale jak teraz patrzę na to zdjęcie, to ledwo go widać.